Śmierć mnie
prześladuje, ale w dosyć pozytywny sposób. Być może jest to wynik moich
nieświadomych poszukiwań odpowiedzi na strach. Wczoraj wieczorem sięgnęłam po
dramaty Witkacego. Kiedyś czytałam już parę, ale nie zagłębiałam się w jego
sztukę. W końcu przyszedł odpowiedni moment. Powiedziona szeptami własnymi i
innych oraz niewymowną sugestią Jalu Kurka, postanowiłam porządnie poszerzyć
swoją wiedzę o dzieła Witkiewicza. O dziwo pierwszy dramat na jaki się
natknęłam był o śmierci, raczej o pewnej perspektywie, mam wrażenie bardzo
trafnej i prawdziwej. Skończyłam dopiero pierwszy akt, ale nie omieszkam zawrzeć tu moich refleksji, gdyż mogą być one dla Ciebie bardzo interesujące.
„Śmierć
jest dla mnie niczym – to prawda, ale ja wcale nie chcę umierać. A życie jest
dla mnie takim samym niczym jak śmierć.” W tym dramacie („Kurka wodna”)
wszystko przypomina koncepcję magicznego realizmu – przyjmowanie nawet
najbardziej absurdalnych rzeczy jako normę. Pojawia się tu także teza bardzo interesująca
„Wszystko, co nieodwołalne, jest wielkie. Na tym tylko polega wielkość śmierci,
pierwszej miłości, stracenia dziewictwa i tak dalej. Wszystko, co można zrobić
parę razy, staje się już przez to małym. Nie chcesz uczynić nic nieodwołalnego
i chcesz wielkości”. Te słowa brzęczą w moim umyśle jak metalowe
garnki, które nieznośnie obijają się o siebie w szufladzie, domagając się
wyjęcia. Tak więc wyciągam jeden z nich i uważnie się mu przypatruję. Tę
wielkość śmierci dostrzegą jedynie artyści i szaleńcy, na jedno wychodzi. Niewiele
osób pojmuje, że jesteśmy stworzeni do umierania. To jedyna wielka rzecz, którą
osiągniemy. Idąc tym tokiem rozumowania, zastanawiam się także nad małością
śmierci. Czy skoro umrze każdy, niezależnie w jaki sposób, bo przecież chodzi o
zniknięcie z życia, nie o fanfary czy ulatniający się gaz lub niezdarność
ludzką, to pojęcie śmierci jest malutkie? Tak to nieodwołalne, ale także
nieuniknione, czy to przekreśla tezę wielkości zaproponowaną przez tytułową
bohaterkę?
Coraz
bardziej przekonuje mnie odkrycie naszego celu po śmierci. Zupełną
bezsensownością byłoby życie dla życia, odkrycia dla odkryć, pytania dla pytań.
Z drugiej strony, skoro nasz umysł nie potrafi pojąć nieskończoności, to może
tak samo nie dostrzega celu. Możemy tworzyć coraz to nowsze technologie, możemy
obsypywać się terminologią i pseudofilozofiami, „ale to wszystko jest tak,
jakby się zjadły jakieś owady. Ludzie są jak owady – a Nieskończoność dokoła
głosem tajemnic ich ku sobie woła.” Wszystkie nasze działania, wielkie idee
są tak naprawdę do zrównania z owadami. Ciągłe doskonalenie naszej duszy i
rzeczywistości jest do zrównania z owadami. Wierzę w naszą marność i
bezcelowość. Wierzę także, że być może jesteśmy zbyt głupi i ślepi na cel.
Wierzę także w paradoksalność naszego świata. Tak naprawdę możemy dążyć w
wieczną otchłań nicości, która parafrazując woła nas ku sobie. Dlaczego zatem
otchłań niepojęta ma być bezcelowa?
Wiele
sprzeczności wylewa się ze mnie jak z przedwcześnie otworzonego gazowanego
napoju. Lecz cóż mam rzecz, skoro sprzeczności i paradoksy rządzą tym, co
niepojęte. Jesteśmy mali, śmierć jest mała, ale kiedyś odnajdziemy to co
jedyne, wielkie i niepowtarzalne. Dziękuję, że wytrwałeś w moich zawiłościach
do końca. Chciałabym cię zostawić z tymi paroma pytaniami i sentencjami, by i w
Tobie, jak we mnie, brzęczały.
Ania Mularczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz