niedziela, 7 czerwca 2020

Prywatne lektury. Introlektorium 2.



Śmierć mnie prześladuje, ale w dosyć pozytywny sposób. Być może jest to wynik moich nieświadomych poszukiwań odpowiedzi na strach. Wczoraj wieczorem sięgnęłam po dramaty Witkacego. Kiedyś czytałam już parę, ale nie zagłębiałam się w jego sztukę. W końcu przyszedł odpowiedni moment. Powiedziona szeptami własnymi i innych oraz niewymowną sugestią Jalu Kurka, postanowiłam porządnie poszerzyć swoją wiedzę o dzieła Witkiewicza. O dziwo pierwszy dramat na jaki się natknęłam był o śmierci, raczej o pewnej perspektywie, mam wrażenie bardzo trafnej i prawdziwej. Skończyłam dopiero pierwszy akt, ale nie omieszkam zawrzeć tu moich refleksji, gdyż mogą być one dla Ciebie bardzo interesujące.
                „Śmierć jest dla mnie niczym – to prawda, ale ja wcale nie chcę umierać. A życie jest dla mnie takim samym niczym jak śmierć.” W tym dramacie („Kurka wodna”) wszystko przypomina koncepcję magicznego realizmu – przyjmowanie nawet najbardziej absurdalnych rzeczy jako normę. Pojawia się tu także teza bardzo interesująca „Wszystko, co nieodwołalne, jest wielkie. Na tym tylko polega wielkość śmierci, pierwszej miłości, stracenia dziewictwa i tak dalej. Wszystko, co można zrobić parę razy, staje się już przez to małym. Nie chcesz uczynić nic nieodwołalnego i chcesz wielkości”. Te słowa brzęczą w moim umyśle jak metalowe garnki, które nieznośnie obijają się o siebie w szufladzie, domagając się wyjęcia. Tak więc wyciągam jeden z nich i uważnie się mu przypatruję. Tę wielkość śmierci dostrzegą jedynie artyści i szaleńcy, na jedno wychodzi. Niewiele osób pojmuje, że jesteśmy stworzeni do umierania. To jedyna wielka rzecz, którą osiągniemy. Idąc tym tokiem rozumowania, zastanawiam się także nad małością śmierci. Czy skoro umrze każdy, niezależnie w jaki sposób, bo przecież chodzi o zniknięcie z życia, nie o fanfary czy ulatniający się gaz lub niezdarność ludzką, to pojęcie śmierci jest malutkie? Tak to nieodwołalne, ale także nieuniknione, czy to przekreśla tezę wielkości zaproponowaną przez tytułową bohaterkę?
                Coraz bardziej przekonuje mnie odkrycie naszego celu po śmierci. Zupełną bezsensownością byłoby życie dla życia, odkrycia dla odkryć, pytania dla pytań. Z drugiej strony, skoro nasz umysł nie potrafi pojąć nieskończoności, to może tak samo nie dostrzega celu. Możemy tworzyć coraz to nowsze technologie, możemy obsypywać się terminologią i pseudofilozofiami, „ale to wszystko jest tak, jakby się zjadły jakieś owady. Ludzie są jak owady – a Nieskończoność dokoła głosem tajemnic ich ku sobie woła.” Wszystkie nasze działania, wielkie idee są tak naprawdę do zrównania z owadami. Ciągłe doskonalenie naszej duszy i rzeczywistości jest do zrównania z owadami. Wierzę w naszą marność i bezcelowość. Wierzę także, że być może jesteśmy zbyt głupi i ślepi na cel. Wierzę także w paradoksalność naszego świata. Tak naprawdę możemy dążyć w wieczną otchłań nicości, która parafrazując woła nas ku sobie. Dlaczego zatem otchłań niepojęta ma być bezcelowa?
                Wiele sprzeczności wylewa się ze mnie jak z przedwcześnie otworzonego gazowanego napoju. Lecz cóż mam rzecz, skoro sprzeczności i paradoksy rządzą tym, co niepojęte. Jesteśmy mali, śmierć jest mała, ale kiedyś odnajdziemy to co jedyne, wielkie i niepowtarzalne. Dziękuję, że wytrwałeś w moich zawiłościach do końca. Chciałabym cię zostawić z tymi paroma pytaniami i sentencjami, by i w Tobie, jak we mnie, brzęczały.

                                                                                              Ania Mularczyk



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kartka z kalendarza.

  Zobacz, ile jesieni! Pełno jak w cebrze wina, A to dopiero początek, Dopiero się zaczyna. Nazłociło się liści, Że koszami wynosić, A trawa...