piątek, 29 maja 2020

Kino.


Riccardo walczący.

Wiatr mknie razem z autem na północną stronę kraju. Przydrożne drzewa zacieniają połowę drogi szybkiego ruchu. Na błękitnym niebie gdzieniegdzie połyskują białe obłoki. Melodie ptaków zagłuszane są przez silniki aut i piski opon. Górskie wsie i miasteczka majaczą na horyzoncie. Słońce wskazuje południe. Na drodze rzadko pojawiają się auta. Wartburg 353 sprawnie przemierza trasę. Kierowca opowiada zawzięcie o przyszłości. Czasem odrywa prawą dłoń od kierownicy, by ułożyć ją w odpowiedni gest – tak wypełnia swoje historie. Gdy milknie podgłaśnia radio, lecz jedynie na chwilę. Samochód jedzie wzdłuż linii brzegowej. Z pustej drogi wpada do pobliskiego miasteczka. Ciasne, wąskie domki tulą się do siebie. Przez otwarte okno samochodu wpada zapach morskiej bryzy i gotowanych obiadów. Na cienkich sznurkach wiszą białe prześcieradła, purpurowa bielizna, barwne koszulki i bawełniane ręczniki. Minąwszy sznur kolorowych budynków Wartburg 353 znów jedzie po szerokim, pustym asfalcie, który otaczają liczne drzewa i pola. Kierowca wyłącza radio. Zaczyna rozwodzić się nad swoimi ideami. Szybko wymawia słowa, które są nasączone ekspresją. Prawą rękę znów odrywa, zatacza nią dziwne kształty, ugina palce, rozprostowuje je, z powrotem zaciska pięść, aż w końcu chwyta za kierownicę, by skręcić. Mówi coraz głośniej. Do moich uszu dostają się długie, elokwentne zdania, nie mogę ich znieść. Poszczególne dźwięki, wypowiadane przez kierowcę, owijają się wokół małżowiny i intensywnie poruszają bębenkami. Chcę unieść dłonie, ochronić uszy lub włączyć radio. Chcę zatopić się w odgłosach silnika. Chcę móc usłyszeć siebie. Kierowca mówi coraz bardziej donośnym tonem. Jego słowa stają się natarczywe. Wszystko, co wymawia przepełnia emfaza. Wewnątrz siebie próbuję stłumić niepohamowaną chęć ciszy. Po prawej stronie znika pasmo drzew. Auto sunie wśród nagiej przestrzeni. Słowa kierowcy zaczynają gubić się na wietrze. Każde zdanie porywane jest teraz w głąb ogromu krajobrazu. Cisza.


 Ania Mularczyk



czwartek, 28 maja 2020

Epidemia w literaturze

Temat powraca. Dotyka nas, ponieważ dotyczy nas rzeczywistość - ciągle jeszcze epidemiczna. Zniecierpliwieni, często tracimy dystans do wydarzeń, a skala porównawcza kurczy się nam do wykresów zachorowań i medialnych serwisów informacyjnych. Trudno racjonalnie ocenić to, co ledwie mieści się w amplitudzie emocji. Porozumiewamy się wykrzyknikami sensacji, sprzeciwu i krytyki. Pozamykani, tygodniami w izolacji, wychodzimy pomału na świat - odmieniony zarazą, odmienieni doświadczeniem zarazy.
Zaraza -  nieeleganckie słowo o pejoratywnym znaczeniu, zupełnie nie używane w kontekście bieżącego stanu trwającej epidemii. Słownik synonimów odnosi je w pierwszym rzędzie do ludzi o nieznośnych i niechlubnych cechach charakteru (nie wiedzieć czemu - ludzi płci żeńskiej;), a dopiero w drugiej kolejności wskazuje "morowe powietrze". My, współcześni swojej zarazie, nazywamy ją: pandemia. 
Ludzie chorowali - zarażając się - jak świat światem. Nieraz zaraza rozprzestrzeniała się tak, że jej skutki odcisnęły swoje piętno na jego historii. Wielokrotnie zapisały się nie tylko w ludzkiej pamięci, ale i w literaturze. 

W kulturze biblijnej zaraza to plaga i dopust Boży, kara za grzechy i zepsucie - https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=243  

Nieszczęście i zły los zesłany przez bogów na ludzi starożytnego świata Antyku. 
Homer - w Iliadzie  (wybrany fragment)

Naoczny świadek, ozdrowieniec z zarazy jaka w 430 r.p.n.e. spadła na Ateny - Tukitydes w Wojnie Peloponeskiej (fragment)

Lukrecjusz  w O naturze wszechrzeczy, Wergiliusz, Owidiusz,  Seneka - tworzyli literacki topos zarazy, który ze starożytności wędrował przez średniowiecze, aż w czternastym wieku utrwalił się jako kulturowy trop *
w Dekameronie Giovanniego Boccaccia.

czy, również pochodzących z tego czasu, Opowieściach Kanterberyjskich Geoffreya Chaucera.

Oba te utwory wykorzystują motyw zarazy jako pretekst do tworzenia narracji o ludzkiej moralności i kondycji tegoż morale w czas próby człowieczeństwa. 
Wielkie epidemie to sprawdzian wartości  etycznych dla każdego i wszystkich; niewielkich społeczności i ogromnych społeczeństw. Ostatecznie jednak nikomu  nie da się uciec od  spotkania sam na sam ze strachem i śmiercią. To istota tej próby.

"Gdy w 1722 Daniel Defoe wydał swój Dziennik roku zarazy, większość osób myślała, że są to autentyczne zapiski naocznego świadka tragedii sprzed 57 lat. Tak jednak nie było. Sam Daniel Defoe nie mógł wiele pamiętać z tamtego okresu, bo w 1665 był zaledwie pięciolatkiem. Dlatego też w pracy nad tą książką wykorzystywał dokumenty, archiwa i rzeczywiste relacje ludzi z tamtych lat. Warto też pamiętać, że z kolei utwór angielskiego pisarza był w dużej mierze wzorem i pomocą dla Alberta Camusa, który w 1947 napisał Dżumę."*

Współczesna literatura rozwija watek epidemii w wielu mniej lub bardziej metaforycznych kontekstach. Zawsze jednak jest to obraz zetknięcia się jednostki z sytuacją, która będąc jednocześnie tłem wydarzeń, organizuje i warunkuje fabułę, i jej bohaterów. Tu dwa tylko przykłady: G.G. Marquez Miłość w czasach zarazy i Andrzej Szczypiorski  Msza za miasto Arras
file:///C:/Users/Ja/Downloads/Gabriel%20Garcia%20Marquez%20-%20Mi%C5%82o%C5%9B%C4%87%20w%20czasach%20zarazy.pdf

https://doci.pl/uzavrano/andrzej-szczypiorski-msza-za-miasto-arras+f1sm15

Obszerniej opisać, czy chociażby wymienić tytułów wszystkich literackich tekstów nawiązujących do niniejszej tematyki - tutaj  nie sposób. Może tylko odnotujmy jeszcze ciekawy odsyłacz, który wskazuje, jak groźne realia blakną z czasem w pamięci - bo kto jeszcze wie o tym?
Można jednak  i o tej zarazie znaleźć literacki dokument: Jerzy Ambroziewicz Zaraza.
https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/56,150462,19910925,zaraza-fragmenty-ksiazki.html

Można też mieć nadzieję, że zebrane tu dane są w sumie - uspokajającą wiadomością: "Nihil novi sub sole" - nic nowego pod słońcem. Nie jesteśmy pierwsi.

A literaturę w epidemii się pisze...
"Jako pisarze jesteśmy w ciężkich czasach zasadniczo bezużyteczni, postanowiliśmy więc z Łukaszem Orbitowskim chwycić się tego, co ledwie, ale jednak uzasadnia naszą egzystencję: przyjaźni i pracy" - napisał Szczepan Twardoch na Facebooku. Kolejne odcinki "improwizowanej powieści" będą za darmo dostępne w internecie."
http://nazarazezarazek.pl/
Kim są autorzy? Wierzchołek pop - listy literatury. Sprawdźcie.

*https://lente-magazyn.com/epidemie-w-literaturze-srodziemnomorskiej/
(Tu naprawdę warto zajrzeć- w przededniu wakacji - nie znudzicie się!)





wtorek, 26 maja 2020

Epidemia, pandemia, pandemonium...

...raz, dwa, trzy.
Długo można wyliczać. Można też liczyć - na siebie i na innych, podobnych sobie, którzy pomogą zrozumieć wynik, wskazać wektor, rozpoznać zbiór. Ocenić jego logikę lub aberracje. W sumie - bez różnicy. Zrozumiały lub nie, wynik jest sytuacją, a jej elementami składowymi  są zdarzenia. Bywają niepojęte, a ich następstwa nieprzewidywalne Działamy z niewiadomą materią - życiem, raczej losowo. Nie odrabiamy zadań, liczymy - znów liczymy - na szczęśliwy traf. 

Wiara, nadzieja - raz, dwa, trzy. Miłość.

"(...) bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy (...)

(...) strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba (...)*


Odwaga, spokój - raz, dwa, trzy. Panta rhei.

"Opadły ze mnie poglądy, przekonania, wierzenia,
opinie, pewniki, zasady,
reguły i przyzwyczajenia.

Ocknąłem się nagi na skraju cywilizacji,
która wydała mi się komiczna i niepojęta,(...)

Rzeka płynęła dalej przez dębowe i sosnowe lasy.
Stałem w trawach po pas, wdychając dziki zapach
żółtych kwiatów.

I obłoki. Jak zawsze w tamtych stronach,
dużo obłoków."**


Mądrość. W słowach. Klasyków.

"Obmyślam świat, wydanie drugie,
wydanie drugie, poprawione,
idiotom na śmiech,
melancholikom na płacz,
łysym na grzebień,
psom na buty.(...)

(...) tylko tyle.
A wszystko inne – jest jak Bach
chwilowo grany
na pile.***

Na wirus chaosu  szczepionką jest rozsądek. Carpe diem.



* Zbigniew Herbert  "Przesłanie Pana Cogito"
http://www.fundacjaherberta.com/tworczosc3/poezja/pan-cogito/przeslanie-pana-cogito
** Czesław Miłosz  "Po".
*** Wisława Szymborska  "Obmyślam świat"




czwartek, 21 maja 2020

Ekspresja.



Zbiórka, rozbiórka, raz, dwa, trzy
Świat, jaki znamy, wkrótce się skończy
Skończą się myśli, skończą się słowa
Zaczynać będzie trzeba od nowa
Ziemia się rozstąpi, strop się zawali
W takim chaosie znów będziemy mali
Zgubieni pośród tak wielu dróg
Do celu doprowadzi nas tylko bóg
Jaki bóg? Który? Tylu do wyboru
Rozmaitość wierzeń, czynów i kolorów
Jak podjąć decyzję i zaufać komu?
Która z tych ścieżek prowadzi do domu?
Który przewodnik jest tym właściwym?
Który pracowitym, który leniwym?
Które wskaże drogę, który prąd przewodzi?
Którego słuchać w ogóle się godzi?
Zaufanie największą może być zaletą
Kontaktów ludzkich pośrednią może metą
To za nie ogromną cenę się płaci
Płacą tę samą biedni i bogaci
Płacą, płacili, do końca płacić będą
Dopóki celu swojego nie zdobędą
Po trupach do celu, raz, dwa i trzy
Świat, w którym żyjemy, szybko się kończy

                                                                       

                                                                Natalia Wieczorek


środa, 20 maja 2020

Impresja.

Bolesławiec, 19 maja 2020 roku

Bez z ulicy Teatralnej.

Nie ma przed sobą długiego życia, jednak niespecjalnie się tym przejmuje, zwłaszcza że życie to nie jest najłatwiejsze. Jego niewątpliwe piękno wzbudza zainteresowanie całej okolicy i powoduje, że rosnący w sercu miasta bez znajduje się cały czas w centrum uwagi.
 Bez, znany dawniej jako lilak turecki, nie jest największą rośliną w swojej okolicy, ba, nie szuka nawet specjalnie ludzkiej atencji. Ludzie są mu do niczego niepotrzebni, wystarczy mu tylko trochę deszczu, kawałek ziemi, w którą może wpuścić korzenie i nieco słonecznego światła. Mimo to trudno minąć go tak zupełnie obojętnie. 
Bez rośnie naprzeciwko gminnego urzędu, przy niedługiej ulicy o wdzięcznej nazwie ulicy Teatralnej. Ozdabia wjazd na zaplecze sąsiednich kamienic, rosnąc w osamotnieniu na miejscu, które kiedyś mu przydzielono. Trzyma się na swoim miejscu już długo, podlegając prostemu cyklowi życia i śmierci, który wieki temu Stwórca tego i nieskończonej ilości innych światów przydzielił jego gatunkowi. 
Po niezbyt chłodnym, zimowym czasie, bez budzi się do życia. Z wolna jego martwe na pozór gałęzie zaczynają wypuszczać niewielkie, zielone listki, gromadzące z dnia na dzień co raz więcej światła. Tego samego, które jeszcze osiem minut i 19 sekund wcześniej wystrzeliwało ku niemu prosto z olbrzymich rozmiarów kosmicznego grzejnika, zwanego przez ludzi Słońcem. 
Dookoła robi się cieplej i bez może nieśmiało zacząć wypuszczać swoje pierwsze kwiatki. Ku górze pną się nieśmiało wątłe łodyżki, tworzące swoje jeszcze wątlejsze odnogi, zakwitające kolejnymi kolorowymi płatkami. Lekko zazielenione drzewko szybko eksploduje świeżością i burzą małych, niebieskich kwiatków, wydzielających subtelny, aromatyczny zapach. 
Niepozorne dotąd drzewko zaczyna być atrakcją całej okolicy. Obchodzą je ze wszystkich stron amatorzy fotografii i profesjonalni fotograficy, szukający idealnego ujęcia arcydzieła natury w sercu ruchliwego, starego miasta. 
Obserwują je z okien znudzeni urzędnicy z sąsiedniego urzędu, którym ten nieduży bez przypomina, że już niedługo kończą pracę i będą mogli swobodnie wyjść na świeże powietrze, wolni od ogromu papierkowej roboty. 
Niestety, nie potrwa to wiecznie. Kwiatki bzu nie słyną z długowieczności, mają przed sobą ledwie kilka tygodni życia. Rosną, gęstnieją, przyciągają swym zapachem, a już w drugiej połowie maja zaczynają przekwitać, tracąc z wolna swoją woń i barwę. Wreszcie, gdy maj ma się ku końcowi, opadają cicho na ziemię, tworząc martwy krąg wokół zielonego jeszcze drzewa, które je zrodziło. Wiele z nich nie doczekuje nawet tego momentu. Ich urok przyciąga intruzów, którzy za nic mają wszelkie uczucia, jakie może żywić samotne drzewko. 
Młode dziewczyny wyciągają ręce po małe i większe bzy, tworząc z nich artystyczne bukiety, ozdabiające ich mieszkania. Niejedna marzy o chłopaku, który podejdzie pod bez i, uprzedzając innych amantów, nazrywa właśnie dla niej kilka bzów. Niejeden podejmuje się wyzwania, nieraz też ryzyka – przyjmie bukiet, czy nie ? - jednak niełatwo ich wypatrzyć, spacerując ulicami miasta. Większość ukrywa swoje bzy aż do ostatniej chwili, kryjąc je ostrożnie przed całym światem. 
Gdy zaczyna się lato, bez jest już tylko zwykłym, zielonym drzewkiem, niewyróżniającym się w swoim otoczeniu. Rośnie spokojnie jeszcze kilka miesięcy, aż temperatura znów spada i wraz z nią z bzu spadają jego liście, pozostawiając już tylko gołe, smutne gałęzie, oczekujące nowej wiosny i nowego życia.

 Bez z ulicy Teatralnej widział już niejedno, choć nie jest sędziwą rośliną. Mijany przez urzędników i aktorów, zwracał uwagę niezwykłych przechodniów, bo przecież żaden człowiek nie jest zwykły. Świadek niejednej miłości, tej szczęśliwej i tej nieszczęśliwej, w milczeniu znosi kolejnych intruzów, którzy corocznie zrywają z niego delikatne kwiatki. Obserwuje spokojnie życie miasta, które toczy się tuż obok niego, czekając tylko chwili, gdy znów będzie mógł zwrócić na siebie uwagę. 
Kiedyś o jego przodku pisał Julian Tuwim, jeszcze dalszych przodków, przybyłych z dalekiej Porty Ottomańskiej, podziwiał Martin Opitz – może i bez z ulicy Teatralnej doczeka się uwiecznienia przez godne go pióro ? 

                                                                                   Darek Gołębiewski

wtorek, 19 maja 2020

Arabeska, groteska, makabreska.


https://culture.pl/pl/dzielo/millhaven
I cytat z artykułu:
"Celowe przerysowania, sposób przedstawienia samej bohaterki, sprawiają, że mimo mrocznej tematyki film zawiera sporą dawkę groteski i absurdu. W niektórych scenach trudno się nie uśmiechnąć, a reżyser (...) mruga jeszcze do rozbawionego widza. (...) Dynamiczny, trzymający w napięciu i pełen onirycznej, niepokojącej atmosfery - choć zarazem nie pozbawiony sporej dawki czarnego humoru - animowany thriller czy horror".


Gdyby pójść tropem wstecz, można napotkać niezłą historię. Opowieść wije się przez wieki, a jej narracja - troszkę śmieszna, troszkę straszna - uruchamia się na hasło: "Arabeska-groteska- makabreska". Jego elementy splatają się ze sobą w literackie formy przedstawiające świat z drugiej strony lustra. Krzywego lustra paradoksu egzystencji. Zaglądali weń (i podstawiali współczesnym pod nos) mistrzowie znani i uznani, których nazwiska odnajdziecie, jeśli zechcecie pójść tym tropem.

 Może zacznijcie tu: Edgar Alan Poe - książę mroku z epoki gotyckich opowieści, Mikołaj Gogol - z całą mocą literackiego autorytetu, Bruno Schulz - poeta groteski, Witkacy - obrazoburca rzeczywistości oraz sztukmistrz nad mistrzami - Roland Topor.



https://niezlasztuka.net/o-sztuce/roland-topor-mistrz-makabreski-anarchityczny-surrealista/

Groteskowy wizerunek niech nie przekreśla wagi i wysublimowanej powagi postaci. Miłej lektury. I niech Was humor nie opuszcza.


czwartek, 14 maja 2020

Poczucie humoru

"A kiedy się śmiejecie, to z czego? Albo do czego i z czym? Albo z kogo lub z kim, do kogo się śmiejecie, gdy się śmiejecie? Śmiech jest jednym ze sposobów na manifestowanie swojej jednostkowości: każdy ma niepowtarzalny, własny styl wyrażania się poprzez śmiech". *

"Ludzie różnią się między sobą tym, co wydaje im się zabawne. (...) Zaiste, poczucie humoru rozumiane jako wrażliwość na określony typ komizmu wydaje się być cechą bardzo zindywidualizowaną i ściśle związaną z całokształtem psychicznych właściwości człowieka".**

Czy znaleźliście się kiedyś w komicznej sytuacji, w której nie było wam do śmiechu? Może naraziliście się na śmieszność? Może to było wtedy, kiedy zrobiliście coś śmiesznego, a wypadło głupio? Ośmieszyliście się? A może zostaliście wyśmiani? Zabito was śmiechem? A może uratowało was wtedy poczucie humoru?
Czy dostrzegacie śmieszne absurdy i czy inni widzą ich absurdalną śmieszność? Groteskową dziwaczność, która was nie oburza, nie gorszy, nie wywołuje uśmiechu politowania tylko porozumiewawczy uśmieszek? Czy jest w nim cień ironii? Czy to smutne?
Czy wyszczerzony uśmiech obnaża kły, czy wesołość? Kogo to straszy, a kogo cieszy? 
Czy brak uśmiechu może być bardziej dotkliwy, niż jego nieszczerość? I czy zdejmowanie z twarzy takiego uśmiechu boli, czy zsuwa się go jak maskę - kogo to bawi, a komu daje do myślenia? Czy myślenie bywa zabawne? Kto się z tego śmieje? Rechot tłumu, czy chichot historii słychać głośniej?


A tak prywatnie: Benny Hill, czy Monty Python?




I naprawdę, bez żartów :))
wstęp do Homo ridens versus homo sapiens Stefana Czyżewskiego.



wtorek, 12 maja 2020

Herbata z Basterem

No, dobrze. Historyjka, którą opowiem, powinna pojawić się jako zakończenie wątku "Najlepszego filmu...". Nie chciałam zagęszczać tropów, ani podsuwać sugestii. Jednak bohaterowie niektórych opowieści nie chcą czekać w kącie. Dlatego pewnie - wpadł do mnie z wizytą ktoś, czyja utajona obecność miała objawić się później i - upomniał się o siebie.
Wygląda znajomo? Tak:). To bohater naszego pretekstualnego filmu konkursowego. A właściwie jego ikoniczny pierwowzór - Baster Keaton.
Mamy tę niesamowitą moc, że zatrzymany w kadrze czas możemy przywołać w dowolnym momencie. Nawet, jeśli kadry powstały przed stu laty, nie ma to żadnego znaczenia, wystarczy kilka kliknięć. Nieme kino przenosi nas w inny wymiar - realnie współistniejący i obecny we współczesnej kulturze. Jak inspirująca jest ta obecność, świadczy między innymi wybór "Najlepszego filmu..." na pretekst do tekstu. Jeśli ktoś miał wątpliwości co do powodu tegoż wyboru, to jest w nim mała prowokacja z mojej strony. Idźcie do kina. Nie wychodząc z domu, mamy do dyspozycji całą jego historię; dostępność do filmoteki - kilka kliknięć. 
Baster Keaton to człowiek, który był aktorem. Jego historia zapisana jest na taśmie filmowej - obejrzyjcie, to niezwykle odkrycie. I nie może być inaczej, skoro proponuje je sam Peter Bogdanovich.
Filmowa postać stworzona przez Bastera Keatona żyje własnym życiem. 
Mamy jedyną okazję, żeby przez chwilę współuczestniczyć w tej egzystencji, przez - odległe być może, ale na pewno inspirujące -  asocjacje w Waszych tekstach.
A Buster Keaton? Został na herbacie.


czwartek, 7 maja 2020

"Konkurs pod Pretekstem" - edycja druga.

"El mejor corto del mundo para fomentar la lectura" - prawda, że pięknie to brzmi? Ma też ładne znaczenie: "Najlepszy film krótkometrażowy na świecie, który zachęca do czytania'. 
Zachęceni? Mam nadzieję że - zainspirowani:) 
Konwencja tego filmu może się podobać (bo film jest uroczy), albo irytować (bo jest... sentymentalny?).  Ale przedstawiona historia jest "lotna"; ma skrzydła, na których da się polatać w przestrzeni tekstu. I nie trzeba zaraz czekać, aż wyrosną nam orle skrzydła. Wystarczy latawiec. 
Nie sugerujcie się, tylko inspirujcie - przestrzeń jest otwarta, a druga edycja "Konkursu pod Pretekstem" - rozpoczęta. Bawmy się!

Dzień Dziecka 1 czerwca 2020 uznajemy za ostatni dzień zabawy. (Oj?!)

Uskrzydlone teksty powinny dolecieć na naszą pocztę:
warsztatyliterackie.mdk@wp.pl

Wszystkie szczegóły znajdziecie oczywiście w zakładce "Konkursy", w poście "Uwaga! - "Konkurs pod pretekstem". Serdecznie zapraszam.

wtorek, 5 maja 2020

Jasioł i Mgłosia w labiryncie śniących książek.


Walter Moers jest tropicielem ekscytujących opowieści. Dla potrzeb swoich ekspedycji stworzył cały świat -  Camonię. Współrzędne na mapie wskazują, że znajduje się on w tej samej galaktyce, w której krąży Świat Dysku - uniwersum odkryte i opisane przez Terry'ego Pratchetta (wymaga ono osobnego atlasu, więc sięgniemy tam innym razem).
Wiemy więc, że materia krąży w kosmosie i dlatego nie powinien dziwić fakt, że niespodziewanie za rosochatym  drzewem w  leśnym gąszczu fikcji (niedawna wycieczka; poprzedni post) materializują się elementy świata przedstawionego gdzie indziej - w innym tekście.
Może to teleportacja, może inne czary, ale Zakon Magów od Tekstu, czyli teoretycy literatury, mają co do tego własną - oczywiście -  teorię. Jest ona bardzo pouczająca, dlatego (pokrótce) można o niej poczytać
https://mastermind.edu.pl/teoriae-dziela-literackiego-co-kazdy-pisarz-wiedziec-powinien/
Nic tu jednak nie istnieje bez wyobraźni czytelnika - podróżnika. Tym razem należała ona do mnie i sprowadziła do lasu po którym wędrowałam - Jasioła i Mglosię. To Moers, którego książki kiedyś czytałam, sfrunął na gałąź i zaskrzeczał: "Camonia, Camonia!". Ścieżka przede mną pomknęła jak strzała przez zarośla, a ja nią - za Jasiołem i Mgłosią, prosto do Miasta Śniących Książek i jego Labiryntu.
 Kim są Jasioł i Mgłosia (oraz czy Jaś i Małgosia mają z nimi coś wspólnego) oraz czy (albo czym)  różnią się opowieści o dziwnych kotach - odkryjecie w tym miejscu:



                         

Moersowskie Miasto i Labirynt poznacie za pomocą tych niesamowitych przewodników, bogatych  poznawczo w ilustracje, mapy i szczegóły graficzne autorstwa.... Autora Tekstu.


                                
"Kiedy
Nadszedł Czarny Człowiek
Spalił miasto w mgnieniu powiek
Kiedy płonął jasny ogień
Spalił się i Czarny Człowiek
Kiedy pewien czas upłynął
Cały smutek wraz z nim minął
No i nim się obejrzano
Księgozbiór odbudowano"
(Dziecięca piosenka z Księgogrodu)

Teraz rzut oka przez lunetę:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/ksiazki/205676,1,fragment-ksiazki-miasto-sniacych-ksiazek.readw

I jeszcze kilka wybitnych cytatów z książek Waltera Moersa :)

ambiwalentnie o myśleniu:

"Od myślenia nie da się tak łatwo powstrzymać, jak od mówienia".

"Czytanie jest inteligentną metodą oszczędzenia sobie samodzielnego myślenia".


o pisaniu i lekturze:

"Grube książki są dlatego grube, bo ich autorzy nie mieli czasu, żeby je skrócić".

"W jednym zdaniu umieszczaj tylko tyle słów, ile do niego należy".

"- Co to miało być? - spytałem, podnosząc się ze stęknięciem - O mało przy tym nie zwariowałem, nic z tego wszystkiego nie zrozumiałem,a w tej chwili i tak już niczego nie pamiętam.
- Tak jest zawsze z ambitnymi książkami".


o poszukiwaniu i podróży:

"Niektórzy znajdują to bardzo wcześnie. Niektórzy późno. A niektórzy nigdy - ci mają pecha. Ale również oni potrafili coś, nie odkryli tylko nigdy, czym to było".

"Nie po to wyprawiamy się w nieznane, aby spotykać podobnych sobie".


kierujący ku Pratchettowskim sferom absurdalnego humoru:

"Kura podchodzi do stołu i mówi: 
Tu radość, gdy kura u stołu tak punktualna!"



                                                             Walter Moers
    "Niewiele o nim wiadomo, gdyż pilnie strzeże swej prywatności..."
                                                                     (Nota o autorze, "Labirynt Śniących Książek")


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


P.S.  Ścieżka, którą Jaś i Małgosia idą przez gęsty las swojej historii, po raz kolejny prowadzi do kina. Filmowej opowieści nie zaszkodzi interesująca recenzja, rozświetlająca mrok archetypicznej puszczy.  Koniecznie zajrzyjcie:

https://www.youtube.com/watch?v=V9Efyb3fjAQ

https://www.filmweb.pl/reviews/recenzja-filmu-Ma%C5%82gosia+i+Ja%C5%9B-23184

https://www.youtube.com/watch?v=mg3dC00e_UA


---------------------------------------------------------------------------------------

Kartka z kalendarza.

  Zobacz, ile jesieni! Pełno jak w cebrze wina, A to dopiero początek, Dopiero się zaczyna. Nazłociło się liści, Że koszami wynosić, A trawa...