Słowa mają swoje znaczenie. Mają też swoją wagę lub lekce - ważność:) Posiadają wiele cech i atrybutów, którymi nie jesteśmy dziś zainteresowani. Po wielu miesiącach i wielu tysiącach przeczytanych słów, chcemy dziś powiedzieć - a nawet zakrzyknąć- jedno: wakacje!
Już uchyla się harmonogram powielanych dni, obowiązujących planów i terminów. Flaga na maszt! Na pogodnym letnim niebie powiewa radośnie słoneczne hasło - kanikuła!
Starożytni Rzymianie też mieli potrzebę, by odetchnąć od miejskiego skwaru i oddalić się w cieniste zakątki swoich willi w nadmorskich prowincjach. Letnicy międzywojnia odpoczywali w "świdermajerowskich" podwarszawskich domach ocienionych starodrzewiem, zasiedlali tatrzańskie pensjonaty lub robili "zajazdy" na kresowe posiadłości rodziny i znajomych ("Ostatni zajazd na Litwie" nie należy jednak do tej kategorii, choć można by się pomylić:)
Jeśli ktoś musi (bo bardzo chce) wyjechać w ten tchnący nadzieją tropikalnych upałów czas, to bardzo dobrze, po to są dla turystów tropiki; ale najważniejsze - po to są letnie nadzieje. Że czas otwiera się swoim niezmierzonym ogromem swobody, że nie zakłóci tego stanu żaden błąd w instrukcji realizacji Boskiego planu (który przecież, ż natury swej, musi być doskonały) i ogólnie, ze wszystko będzie wspaniałą przygodą. Lub świętym spokojem, co kto woli.
Ostatnio, najczęściej zadawanym pytaniem zahaczającym o wakacyjne wizje, jest: "dokąd jedziesz?" Czy istnieje przymus wyjazdu? Nie, istnieje tradycja, ale ona nikogo nie powinna do niczego zmuszać. Niedobrze, jeśli pod wpływem pytania znajdujemy się w opresji i bąkając pod nosem "w tym roku nigdzie nie planuję", zmieniamy temat. Przypominam, że zeszłego lata nikt nigdzie nie wyjeżdżał, a wakacje - były. I dlatego, proszę pamiętać, że to stan ducha jest przestrzenią nieobjętych okiem kresów i dali. W czasie kanikuły bądźmy letnikami jego pogodnych prowincji.