poniedziałek, 22 marca 2021

Zaśnieżyło...

 

Patrzę za okno. Pada śnieg.

Teoretycznie jeszcze może padać, ale tylko w połowie. Zima jest jeszcze bowiem tylko w połowie. Kalendarzowa wiosna jeszcze nie przyszła. Astronomiczna już trwa w najlepsze. Kiedyś mówiło się na taki okres przedwiośnie, ale teraz to chyba bardziej pozimie. Mamy połowę marca. Jakoś nie mogę poukładać sobie tego w głowie na odpowiednim miejscu, że rok temu też mieliśmy połowę marca. (Dla wyjaśnienia powinnam dodać, że istotnie dwa lata temu też o tej porze była połowa marca. Mało tego, połowa marca była też dokładnie trzy lata temu i, o zgrozo, dziesięć lat temu także była połowa marca. Jednak tylko ubiegłoroczna połowa marca odbiła się piętnem na, obawiam się, wszystkich moich przyszłych marcach.)

Patrzę za okno. Pada śnieg.

Ptaki próbują walczyć z opadami. Ich klucz rozpada się, kłębi migotliwie jak kolejne płatki śniegu w wirze wiatru, a potem nierównym rytmem machnięć skrzydeł osiada na drzewach. Myślę, że są zaskoczone.  Zaskoczony czarny śnieg zlany z szarością nieba, z białym wirem zamarzniętej pary wodnej, z brunatną mgłą smogu. Rozumiem ich zaskoczenie.  Ten marzec należy do nich. Nasze, ludzkie zdziwienie, ważne tak samo, a może nawet mniej, przypadło na rok wcześniejszy. To wtedy świat się zamknął na nas, a my na świat i próbowaliśmy nierównymi machnięciami połatanych uprzednio skrzydeł znaleźć swoją gałąź. Bo drzewa na szczęście się nie zmieniają i ich gałęzie ciągle są w tym samym miejscu, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka nie widać ich zza mlecznobiałego pyłu.

Patrzę za okno. Pada śnieg.

Rok temu pewnie o tej porze świeciło słońce, ale nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć. W przyszłym roku o tej porze też zapewne będzie świeciło. Ono już tak ma, że świeci i choćby nam ludziom, niezwykle ono przeszkadzało, nic na to nie poradzimy. Nawet nasza ciemnota nie zdoła zgasić słońca.  Na szczęście. Chociaż niektórzy naprawdę się starają. Może to tylko ich forma gwałtownych chaotycznych machnięć.  Też się przez ostatni rok kołtuniłam w poszukiwaniu swojej gałęzi. Tak jak ptaki, znalazłam ją. Nie usiadłam jednak na niej spokojnie, w pełni gracji, (bo i widział kto siedzieć na gałęzi z gracją?) ale przywarłam do niej kurczowo, obejmując ją w geście ostatecznej rozpaczy. I trwam tak już rok, przyciśnięta całym ciałem do drzewa, odwrócona plecami do zamieci, wirującej białości i pyłów, z twarzą przytuloną do szorstkiej kory.

Patrzę za okno. Pada śnieg.

Minął rok. Minęło 365 dni. Minęło 39 przeczytanych tekstów. Minęło 57 wykonanych rysunków. Minęło 1017 zjedzonych posiłków. Minęło 1461 ramówek telewizyjnych.  Minęło nieskończenie wiele płatków śniegu, pyłów i zamieci. Nie minęła jedna gałąź. Mamy przedzimie, a po nim przyjdzie przedwiośnie. Potem nastąpi czas wiosny. A wraz z nim wkroczy Nowe. Być może dalej będziemy zaskoczeni i dalej będziemy się miotać, ale będzie to nowe miotanie. Tak samo nowe jak rok, który właśnie się zaczął. Ponieważ mój rok od teraz rozpoczyna się w połowie marca.

Patrzę za okno. Widzę wiosnę. I widzę Nowe. Szczęśliwego Nowego Roku Kochani.

Pada śnieg. Przetrzymajcie tę śnieżycę ze mną na gałęzi, proszę, usiądźcie. Jest tu jeszcze dużo miejsca.

                                                                                         Karolina Zdunek



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kartka z kalendarza.

  Zobacz, ile jesieni! Pełno jak w cebrze wina, A to dopiero początek, Dopiero się zaczyna. Nazłociło się liści, Że koszami wynosić, A trawa...